niedziela, 13 października 2013

Relacja z turnieju: Warszawa 13.10.13


Zacznijmy od najważniejszego, czyli od wyników:
1. Kudłaty 6PT +1284 (1412-128)
2. Iga 4PT +557 (637-80)
3. Hans 2PT -900 (484-1384)
4. Pierzasty 0PT -844(90-934)
1. bitwa:
Iga - Pierzasty 2-0 (48-0)
Kudłaty - Hans 2-0 (833-97)

Moja pierwsza bitwa turnieju okazała się być wielką porażką. Drużyna Kudłatego robiła ze mną co chciała. Ja to zrzucę na karb nieudanych rzutów i kilku przeoczeń (szkiełka! przedmioty! czemu o tym zapominam?!), ale przede wszystkim Kudłaty zagrał lepiej ode mnie. Podczas gry w głowie zaczęła mi świtać myśl o tym, że brakuje moim bohaterom mocy przebicia. Największą niespodzianką była tragiczna skuteczność Łowcy czarownic, który mimo dużych bonusów (z racji docelowania) nie był w stanie wykorzystać swojej mocy. A kiedy udało mu się coś w końcu zdziałać to wszystko stało się dzięki szczęśliwym rzutom i wyprowadzeniu krytyka. Nie zachwycili też Vorakowie, ale oni mieli działać tylko dzięki wsparciu maga, który także dawał popis nieskuteczności.
Na drugim stole toczył się bardziej wyrównany pojedynek, który zakończył się niespodziewanym zwrotem akcji. Łowca głów Igi ściął głowę najtańszego bohatera Pierzastego - krótkina Łapserdaka. Jego drużyna nie zdała testu paniki i po stracie tego jakże ważnego bohatera uciekła z pola walki.
Zszokowany stylem jaki zaprezentowali moi bohaterowie zapomniałem zrobić zdjęć podczas tej części turnieju. Jedno tylko zdjęcie zostało zrobione, żebym pamiętał o tej sromotnej porażce :) 

2. bitwa:
Pierzasty - Hans 0-2 (90-307)
Kudłaty - Iga 2-0 (0-128)





Znów męczyłem się z brakiem skuteczności moich bohaterów. Aczkolwiek tym razem udało mi się zaskoczyć przeciwnika i jego Herszt oraz Mag zostali zaszarżowani. Do Maga dopadł Korsarz i prawie usiekł swojego przeciwnika. A do wrogiego Herszta udało się dojść mojemu Strażnikowi kniei. Ten dzielny niziołek bardzo długo zatrzymał wroga w walce, nie dając się nawet Tigeriańskiemu barbarzyńcy, który po chwili dołączył do tej walki. Najdzielniej jednak spisały się Orły bojowe, które mocno podziobały wrogiego Herszta. Łowca czarownic dalej pokazywał swoją niekompetencję, a w jego ślady udał się Wielki łowczy. Po szybkich i zaskakujących szarżach moje obawy z pierwszej gry potwierdziły się i nie byłem w stanie wykończyć zaszarżowanego przeciwnika. Pierzasty był bardzo blisko wygranej, gdyż jego Zwiadowca prawie dopadł do Skarbu. Dlatego postawiłem wszystko na jedną kartę - na ręku miałem Kartę Przygód "Polowanie na wiedźmy" i "Poltergeist". Wystawiłem się swoim Hersztem na kontry przeciwnika tylko po to żeby spróbować trafić Kulą ognia wrogiego Maga. Ten trik się udał i jedyną szansą Pierzastego na remis było wyrwanie się z walki. Jednak tragiczne rzuty przeciwnika spowodowały, że mu się to nie udało i bardzo szczęśliwie udało mi się wygrać.




Z tego co wiem na stole obok znów stało się coś ciekawego. Tym razem jednak na przekór drużynie Igi. Udało się jej pokonać Herszta drużyny Kudłatego, lecz ten jednak utrzymał swoich bohaterów na stole i wykonał zadanie dające mu zwycięstwo.  

3. bitwa:
Iga - Hans 2-0 (461-80)
Pierzasty - Kudłaty 0-2 (0-579)



Tym razem to Iga nie zamierzała ułatwiać mi życia. Od początku gry nękała mnie swoim Skrytobójcą (jak ja go nie lubię! :P), a moi wspaniali strzelcy jak na złość strzelali ślepakami. Bardzo szybko doszło też do walki, jednak Iga wygrała liderkę w kluczowym momencie mojego (kiepskiego) planu i bardzo szybko musiałem przestać walczyć o zwycięstwo, a zacząć ratować sytuację. Niestety zabrakło mi kilka razy tego jednego oczka do tego żeby mieć szansę na coś więcej. Dlatego Iga szybko wyciągnęła mi połowę bohaterów i o ile po zejściu Herszta udało mi się jeszcze pozostać na stole, to chwilę później musiałem szybko stamtąd uciekać. Iga bardzo się ucieszyła ze swojej pierwszej od dłuższego czasu wygranej w naszych grach, a ja zyskałem całą masę rzeczy do przemyślenia na kolejne potyczki :) Oczywiście to co działo się na drugim stole umknęło mojej uwadze...


Chwilę później nastąpiło rozdanie nagród zasponsorowanych przez Spellcrowa. Oprócz nagród na podium, nagrodę otrzymał także Pierzasty dla którego był to pierwszy turniej Umbry. A na koniec pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że wkrótce dojdziemy do frekwencji lubelskich turniejów UT, gdzie szóstka graczy to słaby wynik...

P.S. Jeśli ktoś może mi podpowiedzieć jak rozruszać graczy, tak żeby przychodzili na turniej to z wielką chęcią posłucham :)

8 komentarzy:

  1. Cycki, musi być dużo cycków .. wtedy od graczy na turniejach się nie odpędzisz :)
    Ja podtrzymuję swoją wersję wydarzeń ... będzie zrobiona klimatyczna i fajna kampania z rozwojami dla bohaterów - będzie więcej graczy. A tam gdzie więcej graczy tam większe frekwencje. W potyczkę jeden na jeden ot tak żeby się przepychać to można pograć w karty, w planszówkę, w bitewniaka srogiego ... skirmish musi trącić rpgiem i kampanią, tego od zawsze ludzie w skirmishach szukali. Takie moje skromne przemyślenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest. Ale mam jedno 'ale' :P Jak grałem w Konfrontację to nie było problemu z frekwencją i nikt nie narzekał na brak kampanii. A jak była (w pierwotnej wersji czyli Inkarnacji) to była słaba i dopiero Dogs of War były czymś lepszym (ponoć). Z drugiej strony jak była całkiem dobra kampania to grałem ze znajomymi, ale już na turniej Mordheima nigdy się nie skusiłem, bo wolałem grać ze znajomymi.
      Tak naprawdę to myślę, że trochę może się zmienić dopiero po tym jak system wyjdzie na zachód i jeśli tam zostanie dobrze przyjęty to u nas pewnie też będzie lepiej. Zobaczymy co będzie na Falkonie :)

      Usuń
  2. Tylko że teraz jest w czym wybierać. Gracze bawiący się w skirmishe grają w Neuroshime, w Infinity, w Mordheim itp bo tu jest frajda, jest zabawa w kampanie .... a czym jest skirmish bez kampanii? Jest grą towarzyską na jeden wieczór. Tworząc tę całą otoczkę, makiety itp dla pogrania w jeden wieczór ... hmm nie chce się. To już lepiej wyciągnąć jedną z tysięcy planszówek, pyknąć sobie ze znajomymi i rozejść się. Kampania ma zatrzymać gracza na dłużej .... ma związać gracza z drużynką którą stworzył ... To moje odczucia, zapewne Spellcrow robiło analizę rynku i stwierdziło inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie masz racji Wielebny Rafaelu. Skirmish bez kampanii jest taką samą pełnoprawną grą jak wszelkiej maści zwykłe "Warhammery".
    W Infinity kampania jest dodatkiem i to w zupełnie innym rozumieniu niż taka w Mordheimie a gra jest zrobiona pod scenariusze. I jest mocno turniejowa.
    Morheim to jedyne co miał do zaoferowania to klimat i kampanię bo mechanicznie jest słaby.
    Konfrontacja zdechły król skirmishy fantasy nie miał kampanii bardzo długo i był ok. A kampania nigdy nie była popularna.
    Neuroshima - tam kampania by od początku się zdała ale zrobili ją... I dalej jak to niewypał tak niewypałem pozostało.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak pisałem powyżej, piszę z perspektywy osoby dojrzałej, która wie co chce oraz osobnika, który jest dobrym obserwatorem a mam na co patrzeć i co analizować gdyż otoczenie moje jest bardzo bogate. Brak kampanii zabił UT w naszym rejonie, możliwe że w Waszym zabiłoby to, że kampania jest .. a można było zrobić by wilk był syty i wilk był syty. Była by kampania to i my byśmy byli zadowoleni i Wy bo nikt do rozgrywki w nią nie zmusza.
    Rynek jest bogaty, trzeba być elastycznym. Choć posiadam więcej makiet niż kwiatków w ogródku (co już nie powinno blokować), nadal wolę rozłożyć nawet Descenta, a jak na jedno posiedzenie - to cokolwiek innego. Co do wymienionych przez kolegę systemów to zgadzam się, wszystko jest ok. Z tym tylko wyjątkiem, że jest cała masa setingów oraz HR poprawiające mechaniki Mordheim oraz pozwalające bawić się w klimatach od podziemni przez labirynty do wiosek czy lasów. UT powaliła na nogi wejściem smoka jakością modeli, świetnie rozwiązanych zasad (najbardziej walki) i tu lud czekał na coś co do tego nokautu dołoży urwanie jaj czyli kampanie przy której nikt nie będzie musiał grzebać i nic zmieniać, a tylko się bawić.
    Dodam, że niektórzy traktują figurki jak pionki do gry, inni jak "skarby". Cackają się z nimi, malują, dmuchają ... to samo z terenami - wkłada się dużo sił i czasu by było klimatycznie ..... to wszystko dla czegoś więcej niż 30 minutowa potyczka ... a gdzie exp? a gdzie skarby? a gdzie dziewice? a gdzie przygoda? a gdzie to kombinowanie?
    Nie ważne, ja człowiek starej daty jestem ....

    OdpowiedzUsuń
  5. Kilku moich znajomych zainteresowanych UT czeka z wejściem w ten system właśnie na kampanię. Zresztą dla mnie też gra stanie się wtedy znacznie bardziej atrakcyjna.
    Ale nie wiem, czy kampania sprowadzi ludzi na turnieje - jakoś nie wiem, po co na nich kombinować z rozwojem postaci itd... Turniej to ma być seria potyczek, gramy, wyłaniamy zwycięzcę i do domu. A kampanię powinno się rozgrywać dłużej...
    No ale to moja opinia, wiem, że np. środowisko Mordheim w Warszawie grywa kampanioturnieje.

    Nie zgodzę się też ze stwierdzeniem, że w skirmishu musi być kampania. Kampania jest tylko do dodatkiem, choć jest w nich łatwiejsza do zorganizowania, niż w większych grach.
    To w Infinity w ogóle jest kampania? Przyznam, że nie miałem o tym pojęcia i nie słyszałem, żeby ktoś w nią grał - a to chyba najpopularniejszy skirmish w kraju...

    Niemniej w UT, jako grze, która zaczyna się erpegowym "stwórz drużynę" (zawsze mi się to kojarzyło z Icewind Dale) kampania to mus.

    Hans, a ilu to jest graczy w UT w Warszawie? Bo nie zdziwiłbym się, gdyby na tym turnieju była ich znaczna większość. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kampania to oczywiście bardzo atrakcyjna rzecz, ale tak jak napisałeś to raczej dodatek do mechaniki gry. Na razie czekam aż wydane zostaną angielskie zasady i startery rasowe do UT.
      Infinity dostało podręcznik Paradiso (chyba rok temu?) i tam właśnie jest kampania do tego systemu. W Warszawie grało chyba ze 20 osób, Lublin też miał własną kampanię.
      Ilu jest graczy w Warszawie? Trudne pytanie - takich którzy przyszli na spotkania i turnieje to razem ze mną jest sześcioro.

      Usuń